Skutki pewnego romansu
Poznałam
go całkiem przypadkiem. Nie wyglądał zbyt interesująco, można
wręcz rzecz, że swą aparycją przypominał mendę. Ciężki,
niezgrabny, zbyt wylewny. Ale miał w sobie to coś, pewną egzotykę,
i postanowiłam dać mu szansę. Wyszłam z założenia, że jest mi
potrzebny nie do dekoracji, tylko do użytku.
Po
pierwszym użyciu nie byłam zbyt zadowolona. Niby robił co do niego
należy, ale jestem przyzwyczajona do zupełnie innych doznań. Do
tego tez zapach... Stare migdały albo coś koło tego. Na szczęście
zapach ulatnia się szybko i nie psuje mi dnia. Gdybym miała go czuć
jeszcze kilka godzin czy dni po użyciu to byłaby katastrofa.
Z
początku używałam go co trzy dni, ale czułam, że to za często.
Próbowałam więc ograniczyć jego eksploatację. Udało się. Dziś
wystarczy mi randka raz na tydzień i jest dobrze.
Po
tym długim i dość zagadkowym wstępie śpieszę z wyjaśnieniem,
co jest tematem dzisiejszego posta. Jak się pewnie domyślasz dziś
na tapecie jest...
Szampon
arganowy Bingospa
A
właściwie długotrwałe skutki jego stosowania
Odrobina egzotyki
Olej
arganowy pochodzi z Maroka. Jest nazywany płynnym złotem, ze wględu
na swoje liczne właściwości. Chciałam zafundować sobie coś z
arganem, dlatego, gdy tylko nadarzyła się okazja, wbiłam swoje
pazurki w tandetnie plastikową butelkę tego kosmetyku, wywołującą
nieuchronne skojarzenia z różnymi dziadowskimi szamponami za parę
zeta, których bez liku uświadczysz w każdym niemal supermarkecie i
małym sklepie.
Otóż
ten szampon z owym paskudztwem na wspólne tylko opakowanie.
Na
opakowaniu pisze wyraźnie "zawiera certyfikowany olej
arganowy". Dlatego dałam mu szansę, choć początki tej
znajomości nie były udane. Bingospa nie chciał się pienić, co
mnie, przyzwyczajonej do pierdyliona piany po użyciu Dove,
przeszkadzało. Ale teraz uważam, iż jest to pewnego rodzaju
zaleta, ponieważ nie mam całej łazienki w pianie, jak to nieraz
bywało.
Nie
jest to kosmetyk naturalny, zawiera owo zło, tępione z wielką
zaciekłością przez niektóre portale i blogi: SLS. Niewiele kobiet
zdaje sobie jednak sprawę z pewnej ważnej ,ale przemilczanej
kwestii: ten detergent, występujący powszechnie m.in. w płynach do
mycia naczyń i odznaczający się wielką siłą i determinacją w
zwalczaniu brudu, wcale nie musi być Twoim wrogiem. Ba, historia zna
takie przypadki, gdy kobiety, zachęcone przez media do wyboru
szamponu bez SLS, gorzko żałowały swej decyzji, bowiem ich włosy,
nieprzyzwyczajone do mycia delikatnymi szamponami, plątały się,
łamały, były pozbawione blasku.
Tak
więc eksperymentujmy z głową jeśli chcemy, by ta sierść, którą
tam mamy, wyglądała zachęcająco a nie odstręczająco. Jeśli nie
masz uczulenia na SLS do nie szukaj szamponów bez tego składnika.
Nie lubię myć włosów
Zgadza
się. Nie sprawia mi to żadnej przyjemności (może poza tą, że z
czystymi włosami można spokojnie położyć głowę na poduszkę
bez obawy o to, że rano nie będzie jej można odkleić), robię to
z powodu dbania o siebie, a nie dlatego, że mam takie hobby. W ogóle
w kwestii dbania o siebie jestem raczej pragmatyczna, rzadko kiedy
kieruję się czymś więcej niż złotą zasadą Natalii: nie strasz
ludzi, których mijasz. Wyglądaj jak człowiek.
Dorabianie
filozofii do mycia włosów... Z jednej strony wydaje mi się
dziwaczne, ale przecież nie każdy, tak jak ja, nie ma praktycznie
żadnych problemów z włosami poza tym, że trzeba je myć.
Ja
kłaków nigdy nie myłam codziennie. Najczęściej było to co dwa
dni, w okresie burzy, naporu i krostek. Miałam kompletnego jobla na
tym punkcie, non stop lustro i zadawane sobie pytanie: czy ona są
nadal czyste?
Z
perspektywy czasu wiem, że zachowywałam się jak jakaś kretynka
tropiąca przejawy pretłuszczania się włosów z równą
zaciekłością i determinacją, co poszukiwacze skarbów cennych
artefaktów. Ale teraz Orlika jest wyluzowana. Czyste? Super.
Przyklapnięte? Batiste do łapy, minuta i po sprawie. Najwyżej
zrobię koka i po sprawie.
Ważnym
momentem dla przewartościowania mojego sposobu traktowania kłaków
była moja choroba i wziązana z nią rehabilitacja. Kto chodził o
kulach wie, jak trudno wykonywać pewne czynności stojąc na takiej
podpórce. Umycie włosów gdy chodzi się z kulami nie należy do
czynności prostych, szczególnie gdy odstawienie jednej kuli
powoduje ból przypominający wyrywanie żywcem kończyny ze stawu.
Wtedy, ponad rok temu, postanowiłam: myję tak rzadko, jak tylko
mogę.
Kiedu
już stanęłam na własne nogi (tj. odstawiłam kule), wracałam
powoli do normalnej egzystencji. Zaliczyłam przy okazji kilka
nieudanych romansów z szamponami, które kompletnie nie rozumiały
specyfiki mojej głowy.
Przy
Bingospa zostałam dłużej, ponieważ, na dłuższą metę, jest
dobry. Niedrogi, wydajny (pomimo lejącej konsystencji), NAPRAWDĘ
DBA O WŁOSY.
Z
resztą, zobaczcie w jakiej są teraz kondycji:
Miałam
oferty zamiany, nawiązania nowych romansów, ale twardo obstaję
przy decyzji, że nie ma po co niszczyć związku, który jest dobry.
Ok, to nie nr jeden. ale taka relacja z rozsądku po prostu mi się
opłaca.
A
jak u Ciebie? Szampon idealny, beznadziejny, czy taki po środku?
Ja
uciekam do łóżka, ponieważ mam katar.
Fajnie zaczęłaś. Już liczyłam na jakąś historię damsko-męską :D
OdpowiedzUsuńZawiedziona?! ;-)
Usuńhaha zarąbisty początek ;D ;D
OdpowiedzUsuńu mnie arganowy się nie sprawdza ;D
OdpowiedzUsuńFajny początek :D Tego akurat nie miałam, ale ogólnie szampony BingoSpa sprawdzają się u mnie całkiem fajnie.
OdpowiedzUsuńWstęp genialny :D Nie miałam jeszcze żadnego szamponu do włosów BingoSpa :)
OdpowiedzUsuńMoże czas nadrobić zaległości?
Usuńhaha początek dobry :D
OdpowiedzUsuń