5 dyscyplin studenckiego survivalu
Witajcie
Przyznam
się bez bicia, iż nie planowałam tego postu, jest on całkowicie
spontaniczny. To efekt wczorajszych przeżyć, na które mogę już
spojrzeć trzeźwym okiem.
Wielu
ludzi ma zakorzeniony stereotyp studenta pijaka, nieuka i lenia,
który poszedł na studia wyłącznie po to, by zakosztować rozkoszy
życia studenckiego i mieć ułatwiony dostęp do wszelkich dyskotek
dzięki niepozornej czarnej legitce. Otóż muszę rozczarować co
niektórych. Na studiach nie ma tak różowo, przynajmniej na moim
kierunku (ale wiedziały gały co brały i gdzie się wpakowały), co
nie znaczy wszakże, iż czuję się z tego powodu pokrzywdzona przez
los.
Dzisiejszy
post traktował będzie o szkole przetrwania, jaką niewątpliwie są
studia polonistyczne połączone ze specjalnością nauczycielską (a
na studiach licencjackich z bonusem w postaci logopedii). Przedstawię
sześć najbardziej charakterystycznych dyscyplin studenckiego
surwiwalu.
Dyscyplina
nr 1: walka o książki
Poloniści
walczą o obowiązkowe lektury z równą zaciekłością, co ofiary
mody o skórzane torebki z Lidla. Bronią w tej nierównej walce bywa
często smarfon wyposażony w super szybki internet, dzięki któremu
można zamówić książkę wcześniej niż sieroty, które nie
posiadają tego daru (nawiasem mówiąc, smarfon z netem powinien być
dawany poloniście jako absolutny niezbędnik, taki nowoczesny,
wielozadaniowy scyzoryk szwajcarski).
Poza
logopedią (do której egzemplarzy podręczników jest mnóstwo), do
każdego innego przedmiotu książek brakuje. Pół biedy jeśli są
dostępne w innej bibliotece, dlatego porządny student ma karty do
co najmniej pięciu bibliotek. Jeśli ich nie ma nigdzie, mamy
poważny problem. Zwykle jest tak, iż wykładowca zadaje nam lekturę
i nie troszczy się o to, czy my ją znajdziemy. Zawsze przecież
można pojechać do Wrocławia, tam pewnie mają.
Nasze
wymarzone książki zwykle wyglądają źle, czy wręcz można by
rzecz tragicznie. Pożółkłe strony, paskudny zapach, liczne
porysowania czy komentarze typu mam to w dupie napisane obok wiersza
znanego romantyka... Norma. Widać że książka przez całe swoje 50
letnie życie była intensywnie używana.
Dyscyplina
2: maraton siedzenia
Studenci
siedzą przez większą część życia. Czy to na wykładach,
konwersatoriach, czy w pociągach. Wczoraj na przykład skończyłam
zajęcia po 20 i przypomniały mi się czasy semestru zimowego na
drugim roku licencjatu, gdy w poniedziałki mieliśmy zajęcia od 8
do 20, z czego sześć godzin bez jakiejkolwiek przerwy.
Moja
matka kwituje to w następujący sposób: wysiaduj hemoroidy, a one
ci się kiedyś odpłacą.
Dyscyplina
3: zrozumieć wykładowcę
Wykładowcy
to ludzie? Nic bardziej mylnego! Wykładowcy to osobistości, które
mają prawo pogardzać studentem jako czymś gorszym i mniej
wartościowym, bo nieposiadającym wiedzy, jaką legitymuje się ów
profesor czy doktor. A wykładowca mnie ma zamiaru dzielić swą
wiedzą bez walki. Student, aby zrozumieć co mówi do niego
wykładowca, często musi mieć opanowany pamięciowo Słownik
Terminów Literackich (malutka rzecz, tylko 1000 stron), Słownik
Wyrazów Obcych i Słownik Terminów Filozoficznych, a to niewielkie
przygotowanie nie implikuje faktu, iż student zrozumie sens pytania.
Niektórzy wykładowcy tak formułują pytania, że czasem ma się
wrażenie, iż sami nie są w stanie zrozumieć tego, co mówią.
Ale
oczywiście taki bezpodstawny zarzut może wyjść tylko od studenta,
który z racji tego, że jest studentem znajduje się w gorszej
pozycji. Wykładowca nie ma obowiązku przekazywać swej wiedzy w
sposób zrozumiały, to student ma rozumieć, co się do niego mówi.
Przeintelektualizowany
język wykładów i konwersatoriów to zmora studiów.
Dyscyplina
4 : Bądź gotowy
Bądź
gotowy, bo Twój plan zmienia się szybciej, niż zdążysz to
ogarnąć. We wtorek jesteśmy całym rokiem, w środę dowiadujemy
się, iż nastąpił podział na grupy. W środku października
dostajemy zajęcia, których zapomniano nam wpisać. Od listopada
zaczynamy psychologię i siedzimy ciurkiem trzy godziny zegarowe.
Bądź
gotowy bo nie wiesz, czy Twoje zajęcia się odbędą. Możesz dostać
SMS od X, wysłany o 8.05, iż zajęcia o 8.00 nie będą mieć
miejsca. A Ty jesteś pod salą, jechałeś na te zajęcia pociągiem
przez ponad godzinę.
Bądź
gotowy i nie rozklejaj się, nie jesteś książką.
Dyscyplina
5: załatw swoją sprawę
Znany
dowcip mówi: poszedł student do dziekanatu i załatwił swoją
sprawę. w rzeczywistym świecie to nie jest takie łatwe. Ja od
kilku tygodni chodzę do dziekanatu po dyplom i do tej pory nie
został on wypisany, pomimo tego, iż moje dokumenty leżą na biurku
pani z prodziekan. Za każdym razem słyszę mantrę: proszę przyjść
za tydzień, na pewno będzie. Bo ja, kurwa mać, nie mam co robić,
tylko chodzić i prosić o coś, co jest moją własnością i co mi
się należy. Aż ciśnie mi się na usta moje ulubione przekleństwo:
me cago en la leche.
Ale
i tak nie jest źle, wbrew pozorom. Za pewnym świstkiem z zeszłym
roku chodziłam trzy miesiące, aż w końcu go otrzymałam. Cały
semestr błagałam, by ściągnęli mi z USoSa fakultet, który
miałam już na drugim roku studiów, przed urlopem, a z którego nie
mogłam dostać przepisu. Zgłaszałam to w dziekanacie,
sekretariacie, u wykładowców, i nic. Upierdliwy przedmiot znikł z
mojego konta na dwa dni przed obroną, po pokazaniu, iż mam
zaliczony przedmiot, na który chodziłam zamiast tamtego.
Pozytywną
wiadomością jest to, iż są w życiu studenta piękne chwile:
wakacje bez kampanii wrześniowej.
Niestety, właśnie zaczynam poznawać studenckie życie, też na filologii. Z książkami to jest jakieś nieporozumienie, bo w Bibliotece Śląskiej są trzy sztuki, w wydziałowej kolejne dwie, w żadnej innej w okolicy nie ma wcale, no a studentów, którzy potrzebują - ponad setka. Maraton siedzenia nie jest dla mnie taki zły (poza starymi, niewygodnymi krzesłami), gorsze są kilkugodzinne okienka, na których nie opłaca się wracać do domu, ale siedzieć na wydziale - jeszcze gorzej. Ze zrozumieniem wykładowców póki co większego problemu nie miałam, może dopiero w czasie sesji okaże się, że problem jednak był, tylko nie zdałam sobie z tego sprawy w porę. Co do planu zajęć - są trzy strony internetowe, dwa facebooki, pięć mailów roku/grupy i wszystko to trzeba co pięć minut sprawdzać, w razie, jakby miało się okazać, że jakiegoś wykładowcy nie ma, lub - co gorsza - że jakiś nagle zadał coś do przeczytania, lub napisania na wczoraj. No i kwestia dziekanatu. Ja znam trochę inny dowcip na ten temat: "Przychodzi baba do lekarza ze studentem w dupie, a lekarz na to: o, widzę, że pani z dziekanatu". Sama nie miałam do tej pory (aż takich) problemów na tej płaszczyźnie, ale samo stanie w kolejce przez dwie godziny nie jest zbyt komfortowe, dlatego współczuję osobom, które mimo tego czekania nie mogą nic załatwić.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z UŚ od koleżanki filolożki :)
Dziękuję bardzo trzymam kciuki za studia: weteranka filologi, studiuję już cztery lata.
UsuńThose were the days ;) xoxo
OdpowiedzUsuńhttp://stylesensemoments.blogspot.com/
U mnie też wiecznie brakuje książek. I walczymy o nie! A jak, smartfonami, a nawet dopuszczamy się aktu przestępstwa - kserując je...
OdpowiedzUsuńPo dwa - słownictwo używane przez wykładowców na FiRze, to wplatanie w każde zdanie "pre se" "ex ante" "apriori" - ciśnie mi się na usta tylko jedno WTF?!
trochę się pośmiałam i doszłam do smutnego wniosku, było jak było ale już się skończyło i to jest najgorsze :/
OdpowiedzUsuńPrzypomniały mi się studenckie czasy, teraz mogę się z tego jedynie pośmiać :)
OdpowiedzUsuńJa uważam, że w tych czasach wszystkie książki dla studentów powinny być dostępne w wersji elektronicznej. Tak aby student o każdej porze dnia i nocy miał do nich łatwy dostęp. Bez szukania po bibliotekach.
OdpowiedzUsuńTo też jest moje niespełnione marzenie.
UsuńO zmianach planu można poematy pisać. U nas faktycznie kiedyś była sytuacja, że o odwołaniu zajęć poinformowano nas , gdy dobre 15 minut siedzieliśmy w sali. A że później mieliśmy inne zajęcia pójść do domu się nie dało-/
OdpowiedzUsuńA inna sprawa to dziwni wykładowcy, też mogłaby książkę o nich napisać:)
Chyba każdy spotkał się na studiach z choć jednym dziwnym wykładowcą.
UsuńMi się już niestety kończy to wspaniałe studenckie życie :D A szkoda bo to jednak czas wspaniały mimo wszystko :)
OdpowiedzUsuńJa mam przed sobą jeszcze dwa lata ale też na myśl, że to się kiedyś skończy, jest mi przykro.
Usuń